Współczujmy samorządowcom!

Każdy, kto choć raz przewertował podręcznik do makroekonomii, potrafi zacytować złotą regułkę: „państwo, przy użyciu polityki budżetowej i pieniężnej, powinno stabilizować gospodarkę”. Innymi słowy, przy użyciu różnych makroekonomicznych narzędzi państwo, a raczej jego organy, może niwelować negatywne efekty cykli koniunkturalnych.

Jednym z takich narzędzi są wydatki publiczne zarówno na poziomie rządu, jak i jednostek samorządów terytorialnych (JST). Co ciekawe, zgodnie z teoretycznym podejściem, państwo planując inwestycje powinno zachowywać się „nieracjonalnie” – wydawać mniej podczas boomu gospodarczego i „szastać” pieniędzmi w kryzysie. Takie podejście ma swoje racjonalne uzasadnienie – w czasie kryzysu państwo poprzez zamówienia publiczne, dotacje i programy pomocowe powinno wspierać przedsiębiorstwa. Z kolei podczas dobrej koniunktury organy państwowe nie powinny zbytnio wydatkować swoich funduszy, żeby z jednej strony zachęcać przedsiębiorstwa do samodzielnych inwestycji a z drugiej nie odbierać przedsiębiorcom wykonawców. Takie działania powinny doprowadzić do wygładzenia efektów cykli koniunkturalnych.

Tyle z teorii, a jak wygląda praktyka?

Ostatnie dwa lata były szczęśliwym okresem dla wszystkich działających na terenie Polski. Gospodarka hula w najlepsze, nowa pula środków unijnych jest rozdysponowywana, przedsiębiorstwa rozwijają się na terenie kraju i za granicą, a bezrobocie spadło do tego stopnia, że w niektórych regionach praktycznie nie można mówić już o bezrobociu. I tylko samorządowcy po cichu ocierają łzy.

Jak Polska długa i szeroka, w działach inwestycji gmin, powiatów i województw słyszy się na przemian dwa zdania: „Nikt nie stanął do przetargu”, „Cena przerosła nasze oczekiwania”. Ogromnie cieszą mnie te informacje, bo oznaczają, że polscy przedsiębiorcy są mądrzy! Przedsiębiorcy wiedzą jakimi zasobami dysponują, wiedzą o jakie oferty na rynku mogą zawalczyć i dlatego małe ścieżki rowerowe czy chodniki nie są dla nich na tyle opłacalne, żeby przystępować do publicznych przetargów. Co więcej, sytuacja ta oznacza też, że polscy przedsiębiorcy doskonale orientują się w rynku! Wiedzą, że wykonawcy są poszukiwani w całym kraju (zaryzykuję stwierdzenie, że chwilowo stali się dobrem rzadkim 😉 ) i znając swoją pozycję podbijają ceny. Bardziej rynkowego i racjonalnego zachowania chyba nie mogłabym sobie wyobrazić!

Ale wróćmy do samorządowców.. Naprawdę im współczuję, ponieważ znaleźli się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Postępując zgodnie z teorią, jako organy państwowe powinni przemapować inwestycje pod kątem pilności i ważności i realizować tylko te niezbędne. W ten sposób nie narażą się na prowadzenie inwestycji o zawyżonych cenach, nie będą ryzykować, że wykonawca ucieknie, bo trafił mu się korzystniejszy projekt i nie będą tracić czasu na mikroinwestycje, do których realizacji nie znajdą wykonawcy.

Z drugiej strony, każda z porządnie zarządzanych JST ma swoje długoterminowe plany inwestycyjne, których realizacji powinna się trzymać dla zrównoważonego rozwoju jednostki. Przemapowanie inwestycji zakończyłoby się najpewniej realizacją tych inwestycji, które otrzymały dofinansowanie zewnętrzne (rządowe, unijne lub z innych funduszy). Niestety praktyka pokazuje, że te projekty często nie są odpowiedzią na pilne potrzeby mieszkańców. Co więc powinno być ważniejsze dla samorządowców bezpieczne dojście dzieci do szkoły czy unijna dotacja do węzła integracyjnego, która zaraz może przepaść?

Do tego dochodzi jeszcze jeden patogenny czynnik – zbliżające się wybory samorządowe. Wierząc, że ich dotychczasowa praca spełniała oczekiwania mieszkańców, samorządowcy muszą zadać sobie jedno pytanie: „Co bardziej doceni potencjalny wyborca – „racjonalne działanie finansowo-gospodarcze i przycięcie inwestycji” czy „realizację wielu inwestycji przy rozdmuchanym budżecie”?” Przykra prawda jest taka, że dla osoby ocenianej w wyborach żadna z tych sytuacji nie jest korzystna – w pierwszym wypadku zarzutem będzie brak działań a w drugim zbytnia rozrzutność. Dlatego też współczuję każdemu, kto w tych pięknych czasach polskiej prosperity musi podejmować decyzje nt. inwestycji publicznych.

A Wy drodzy czytelnicy jesteście za racjonalnością czy szybkimi inwestycjami?